***
- Czy to... był sen? - spytała sama siebie. - To głupie, całkowicie głupie... Ileż mogę nad tym myśleć? - schowała głowę pod poduszkę. Było jej gorąco. Strasznie gorąco.
W końcu postanowiła wstać. Złożyła swą nieskazitelnie śnieżnobiałą pościel i zajęła się porannymi czynnościami, zaczynając od wykąpania się w wannie.
Kochała to robić, wanna była jak jej drugi dom.
- Ach, co za przyjemne uczucie... - wzdychała blondynka. Najchętniej już nigdy by stąd nie wyszła. Niestety było to niemożliwe. Musiała w końcu znaleźć jakąś pracę. Jej oszczędności, chociaż dosyć duże, nie wystarczą jej na całe życie. Musi wziąć się w garść. - Tylko gdzie mam szukać?...
Po zjedzeniu śniadania i odnalezieniu odpowiedniego stroju postanowiła w końcu poszukać tej cholernej roboty. Zamknęła drzwi od jej mieszkania i poszła do pobliskiego sklepu. Kupiła tam gazetę z ogłoszeniami i różowy breloczek, który przedstawiał mordkę słodkiego kociaka. Nazwała go jej talizmanem szczęścia, który pomoże jej w znalezieniu pracy. Próbowała się tym rozchmurzyć, lecz na marne. W głębi duszy powtarzała sobie, jaki to jej nowy nabytek jest zbyteczny.
Wychodząc ze sklepu otworzyła gazetę, po czym zaczęła ją czytać. Przechodząc przez pasy, oczywiście na zielonym świetle, z nosem w gazecie, usłyszała pisk nadjeżdżającego samochodu. On nie zdążył się zatrzymać, a ona nie zdążyła uciec. Wydała z siebie tylko cichy jęk i nagle wszystko pokryła ciemność.
***
Wstał jak oparzony. Znów śniła mu się ona. Piękna blondwłosa kobieta z oczami jak dwie czekoladki, z ciałem, którego każda mogłaby pozazdrościć...
Tak chciałby ją znów zobaczyć.
- To pragnienie mnie przerasta... - uśmiechnął się ironicznie. Pragnął jej tak bardzo. Poczuć jej usta, poczuć jej dotyk... - Ja... już nie mogę wytrzymać... Muszę cię zobaczyć - wstał, wziął prysznic, ubrał się i pospiesznie wyszedł z domu.
Na ulicy panował dziwny gwar, jak nigdy. Zdziwił się.
- Co się mogło stać? - pomyślał Gray. To, co zobaczył przerosło jego wszelkie oczekiwania. Krew. Wszędzie krew. Czarny karawan, a pod jego kołami dziewczyna.
Ona. Tak, to była ona. Ta, która poruszyła jego serce. Poczuł mocny ból w klatce piersiowej i przez chwilę nie mógł złapać oddechu.
- Jak to mogło się stać...?
***
Szpital. Białe ściany, nieprzyjemny zapach ohydnego jedzenia, jakie przyszło im tam dawać. Gdzie się nie spojrzało, w każdym miejscu roiło się od niemiłych spojrzeń, które dawały jednoznaczny rozkaz - trzeba stąd jak najszybciej uciec. Niestety nie wszyscy mieli tyle szczęścia, by być w stanie to zrobić. Blondwłosa dziewczyna po ciężkim wypadku nie była w najlepszym stanie. Straciła bardzo dużo krwi. Jak mówili świadkowie, już po kilku chwilach od wypadku leżała ona w wielkiej kałuży szkarłatnej cieczy. Pogotowie przyjechało późno, bardzo późno...
- Cud, że w ogóle żyje - skończył swój monolog lekarz i spojrzał na policjantów. Jego oczy wręcz przeszywały młodych mężczyzn. W końcu jeden z nich odezwał się:
- Dziękuję za informację - odparł Gray, otwierając drzwi do sali nr 7, gdzie leżała Lucy. Lekarz chciał go zatrzymać, lecz towarzysz Gray'a, Gajeel, uniemożliwił mu to, szepcząc do ucha:
- Zostaw go w spokoju, nędzna kupo ścierwa - mężczyzna drgnął. Opuścił swoją rękę. Czerwonooki uśmiechnął się na ten widok i powędrował wzrokiem za jego kumplem.
To, co zobaczył przeraziło go trochę. On... płakał. Nie było to jakieś głośne beczenie małego bachora, on po prostu ronił łzę za łzą, patrząc na tę laskę. Gajeel szybko ją rozpoznał - to ta, którą kilka dni temu Fullbuster pocałował.
- Całkowicie padł na łeb - westchnął. Postanowił mu nie przeszkadzać. Grzecznie usiadł na jednym z pobliskich krzeseł. Po pięciu minutach usłyszał znajomy mu kobiecy głos.
- Witaj, kochanie.
***
Nie mógł przestać płakać. Nie potrafił. Coś w nim pękło i rozpadło się na kilka drobnych kawałeczków.
- Kiedy wreszcie przestanę się tak czuć...? Nie znam jej nawet. Mam tego serdecznie dosyć... - mówił do siebie. Zawsze był typem faceta, który dawał ponosić się emocjom. Nienawidził tego w sobie. Małe rzeczy mogły go zarówno wnerwić, jak i zdołować.
- Kurwa mać... - obtarł swą załzawioną twarz i podszedł do okna. - Juvia mnie zamorduje.
***
- Gdzie on, do jasnej cholery, jest? Ile można czekać?! - niebieskowłosa kobieta była u kresu swoich nerwów. - Pieprzeni faceci, zawsze tak jest, że muszą zniecierpliwić kobietę. Zawsze - ścisnęła ręce w pięści.
Po chwili chwyciła swój telefon, szukając numeru jego telefonu.
- Fullbuster, Fullbuster, Fullbuster... jest! - przycisnęła zieloną słuchawkę i czekała, aż wreszcie usłyszy jego głos po drugiej stronie.
- Tak?
- Co ty mi tu z jakimś "tak" wyskakujesz?! Srak, nie tak. Gdzie jesteś?
- W szpitalu.
- W... szpitalu? Coś się stało?
- Nie chcę o tym gadać.
- Jestem twoją przełożoną, do cholery, musisz mi powiedzieć, bo jak nie...
- Bo jak nie, to co?
Zamilkła. Chciała powiedzieć, że go wyrzuci na zbity pysk, ale coś jej mówiło, że lepiej się zamknąć.
- Powiedz mi po prostu, co się stało...
- Nie.
- Jak nie, to nie... Bądź świadom, że jak wrócisz, to będziesz miał stos papierkowej roboty. Żegnam, Gray - rozłączyła się. Zdenerwował ją nie na żarty. Miała dość tego typa.
***
Obudziła się w swoim pokoju. Pierwsze, co ujrzała, to zmartwioną twarz jej matki.
- Mamo? Co... Co ty tu robisz? - spytała swoim słabym głosem.
- Ciii, córeczko... Wszystko będzie dobrze. Nic nie mów - uśmiechnęła się do niej. Dziewczyna odwzajemniła go. W pewnym momencie przypomniała sobie o tym, co się działo.
- A może był to tylko sen? - pomyślała Lucy. - Tak bardzo bym chciała, aby tak było...
Jednak poczuła ból. Ból, który przeszywał jej całe ciało.
- C-Co się dzieje? - była przerażona. Ten ból ją przerastał. Matka wciąż uśmiechała się miło.
- Pomóż mi, mamo... Dzieje się coś bardzo złego... - błagała blondynka.
- W porządku. Uśmierzę twe cierpienie. - ujawniła swoje kły.
- Mamo...?
- Zdychaj! - krzyknęła, rzucając się na nią.
Była cała spocona. Z jej ciała wręcz wylewał się pot. Zaczęła niespokojnie się kręcić. Nikt nie słyszał jej wołania o pomoc, była całkowicie samotna w swoim cierpieniu. Mężczyzna zmartwił się tym.
- Co się z tobą dzieje? - zapytał przerażony tym widokiem.
Wybiegł na korytarz. Żadnego lekarza. Szpital wydawał się pusty, nie było widać ani jednej żywej duszy. Wrócił do sali. Zbliżył się do niej i niepewnie przytulił. Jego uścisk zaprzestał wydzielania nadmiernego potu i kręcenia się. Nastał spokój oraz błoga cisza. Chociaż Gray nie zauważył tego, blondynka nieświadomie się uśmiechnęła. Na ułamek sekundy. Na ten jeden cudowny moment.
***
Gapię się na ten rozdział jak głupia. Gapię się, gapię i stwierdzam, że... brak w nim ładu i składu XD' W prologu nie było lepiej... No cóż, mam nadzieję, że jakoś przeżyjecie :D.Nie pisałam tego rozdziału nawet trzy dni z czego jestem dumna - może jutro napiszę kolejny? W końcu wena w każdej chwili może mi się skończyć, a póki jest trzeba działać :D. Ach, mam dla Was jedno pytanie, gdyż mam spory dylemat. Chcielibyście abym pisała i dodawała rozdziały częściej, a byłyby one krótsze czy może rzadziej, a byłyby one dłuższe? Czekam na odpowiedzi i odsyłam do komentowania, życząc miłego dnia :3.
Pozdrawiam.